Podatek od betonu wywołuje obecnie wiele pytań i zmusza do zastanowienia się nad kwestią wyglądu polskich miast. Czy inwestorzy masowo podjęli decyzje o zerwaniu betonu i zasadzeniu w jego miejsce soczyście zielonej trawki? A może jedynym skutkiem nowego podatku jest wzrost kosztów tego rodzaju inwestycji, podwyżki stawek najmu lokali w galeriach, a finalnie wyższe ceny towarów i usług?
Jaki jest beton, każdy widzi. Niemniej jednak, by uporządkować materie istotne dla artykułu, potrzebujemy pewnych definicji.
W aktualnie obowiązującym stanie prawnym, tzw. opłatę za usługi wodne (potocznie podatek od betonu) uiszcza się m.in. za „zmniejszenie naturalnej retencji terenowej na skutek wykonywania na nieruchomości o powierzchni powyżej 3500 mkw. robót lub obiektów budowlanych trwale związanych z gruntem, mających wpływ na zmniejszenie tej retencji przez wyłączenie więcej niż 70 proc. powierzchni nieruchomości z powierzchni biologicznie czynnej na obszarach nieujętych w systemy kanalizacji otwartej lub zamkniętej” (vide art. 269 ust 1 pkt 1 ustawy prawo wodne).
Ciężar ten nałożony jest zatem jedynie na niektórych inwestorów, realizujących ogólnie ujmując – duże inwestycje. Decyzją ustawodawcy, niektóre podmioty, póki co mogą jednak bezkarnie betonować świat. Art. 269 ust 3 prawa wodnego, za tzw. równiejszych uznaje bowiem kościoły i inne związki wyznaniowe. Oznacza to, że są one zwolnione z obowiązku zapłaty tej daniny. Obecnie wysokość opłaty za owe usługi wodne zależy odpowiednio od: wielkości powierzchni uszczelnionej oraz zastosowania kompensacji retencyjnej. Przy czym ta pierwsza rozumiana jest jako powierzchnia zabudowana wyłączona z powierzchni biologicznie czynnej.
Wynoszą one kolejno:
Przepisy te, z racji takiej a nie innej redakcji, rodziły dotychczas szereg wątpliwości. Wiele z nich, rozwiązało orzecznictwo, z którego wynika m.in. że:
Niedawno rozpoczęły się prace nad projektem Ustawy o inwestycjach w zakresie przeciwdziałania skutkom suszy. Oczywiście na tym etapie nie sposób przewidzieć, w jakim finalnym brzmieniu ustawa trafi pod długopis Prezydenta RP. Z projektu datowanego na 12 VIII 2020 r. wynika, że dotychczasowy art. 269 ust 1 pkt 1 ustawy prawo wodne, otrzymać ma brzmienie: „zmniejszenie naturalnej retencji terenowej”. Innymi słowy, konieczność uiszczenia opłaty nie będzie ograniczona wyłącznie do dużych podmiotów – zapłaci prawie każdy. Zwolnione od opłaty mają być m.in. jezdnie dróg publicznych, drogi kolejowe oraz grunty rolne. Zbierające się na wspomnianych drogach wody opadowe lub roztopowe są odprowadzane do wód lub do ziemi. Dzieje się to przy pomocy urządzeń wodnych umożliwiających retencję lub infiltrację tych wód.
Ponadto na dotychczasowych zasadach betonować świat wciąż będą mogły m.in. kościoły i związki wyznaniowe. Wysokość opłaty zależeć ma odpowiednio od wielkości powierzchni uszczelnionej, rozumianej jako powierzchnia zabudowana wyłączona z powierzchni biologicznie czynnej oraz zastosowania kompensacji retencyjnej. Opłatę tę ma się ustalać jako iloczyn jednostkowej stawki opłaty. Wyraża się ją w mkw. wielkości utraconej powierzchni biologicznie czynnej oraz czasu wyrażonego w latach.
Poza tym, że w projekcie nowelizacji rozszerzono katalog podmiotów zobowiązanych do uiszczenia podatku od betonu, rządzący planują… zwiększyć jego stawki. Nowe stawki wyniosą:
Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam poczekać. Osobiście nie planuję jednak wyrywać kostki brukowej przed blokiem. Nie wróżę też, by w błocie chcieli babrać się sąsiedzi. Przyjdzie nam zatem za to wszystko zapłacić. Jedyne co pociesza, to pro obywatelska myśl, że podatki płacić trzeba. Robi się to dla wspólnego dobra, a pieniądze, które trafią do Wód Polskich, na pewno się nie zmarnują. A nuż w państwie zajdzie potrzeba wydania kolejnych 70.000.000 PLN na jakieś wybory kopertowe rozsyłane dla odmiany np. papierowym statkiem?