Czy kredytobiorca w czasie pandemii ma się czego obawiać? Co dzisiaj może być największą przeszkodą w otrzymaniu kredytu? Co zrobić, by bank uznał nas za klienta, któremu można przyznać środki na zakup mieszkania? Mirosław Pieróg, doradca kredytowy mówi, czy kredyt w czasie pandemii to dobre rozwiązanie.
Jeden z moich klientów, jeszcze na początku marca, otrzymał w 3 bankach pozytywne decyzje kredytowe. Jednak przestraszył się sytuacji i zrezygnował, a pozostali, którzy już byli w procesie, domknęli kredyty. Natomiast nadal jest grupa klientów, mówiących, że oni jeszcze poczekają, ponieważ np. stracili pracę i przekładają tę decyzję o rok. Ogólnie zaobserwowałem spadek liczby klientów, jest mniej nowych spotkań, ale tak naprawdę od maja wracają już zainteresowani, którzy byli u mnie wcześniej.
Najlepiej już się zdecydować, z tego względu, że banki zaczęły luzować swoje obostrzenia i obniżają dotychczas wymagany próg wkładu własnego z 30 na 20 proc. Tylko niektóre utrzymują ten wysoki poziom. Spadać zaczyna także marża, więc idziemy w dobrym kierunku. Jednak według mnie najważniejszym czynnikiem, który powinien skłonić nabywców mieszkań do szybkiego podjęcia decyzji o zaciągnięciu kredytu, są ceny mieszkań. Wkrótce pójdą one w górę, ponieważ jest ich coraz mniej.
Deweloperzy nie rozpoczęli nowych inwestycji, a spadku cen, na który wszyscy liczyli nie będzie. Deweloperzy mają już zawarte kontrakty, oszacowane koszty, podpisane umowy kredytowe z bankami. Te z kolei zawierają precyzyjnie określoną kwotę za metr kwadratowy, poniżej której deweloper nie może zejść przy sprzedaży. Wszystko jest już wpisane w biznesplan. Ewentualnie na rynku wtórnym mogą się pojawić jakieś pojedyncze przypadki naprawdę atrakcyjnych cenowo mieszkań, gdzie właściciel ze względów finansowych jest zmuszony sprzedać nieruchomość. Ponadto za chwilę znów szturmem ruszymy na poszukiwanie mieszkań, ponieważ okres pandemii wcześniej czy później się skończy. Niestety deweloperzy nie rozpoczęli tylu inwestycji, ile planowali. Wynikało to z obawy lub z nieotrzymania kredytów deweloperskich na budowę.
Część banków nadal wymaga tych 10 proc. i to one teraz przeżywają swoje największe sukcesy sprzedażowe. Są banki, które mówią, że trzeba mieć 20 proc. wkładu własnego, ale w niektórych przypadkach wystarczy już 15 proc. Bywają też różne niuanse, np., jeżeli mamy nieruchomość do 80 mkw., którą kupujemy w dobrej cenie i wycena będzie na kwotę wyższą o te 5 proc., to bank ją skredytuje.
Największym haczykiem jest koszt takiego kredytu, ponieważ zawsze będzie on wyżej oprocentowany. Jeżeli ktoś nie ma 20 proc. i dysponuje zaledwie 10 proc., to i tak zachęcam do zaciągnięcia kredytu i odradzam czekanie na zebranie 20 proc. Kredyt, który dziś jest droższy, po 3 latach w każdym banku możemy spłacić lub nadpłacić bez żadnych obostrzeń. Możemy też przenieść do innego, tańszego banku.
Zawsze powtarzam moim klientom, by po uzbieraniu 20 proc., złożyli pismo do banku z prośbą o obniżenie marży, zaznaczając, że w przeciwnym wypadku przejdą do innego banku na lepszą ofertę. Generalnie banki zgadzają się na jej obniżenie, gdy mają dobrego klienta, wywiązującego się ze zobowiązania. Dlatego warto napisać takie pismo, ponieważ za powiedzmy 5 lat wartość tej nieruchomości będzie wyższa, część kredytu już spłacimy, więc będziemy mieć już te 20 proc. wkładu własnego. Nie zachęcam do przenoszenia kredytu do innego banku w pierwszej kolejności.
Stopy procentowe są niskie ze względu na niski WIBOR. Ten z kolei przez kilka lat mieliśmy na poziomie 1,73-1,79 proc. i wszyscy mówili, że pójdzie w górę, ale weszliśmy w okres pandemii i został on obniżony. Co prawda dość sztucznie, by ratować gospodarkę, ale osoby spłacające kredyt na tym zyskały i ich raty są zdecydowanie niższe. Czy WIBOR na tym poziomie się utrzyma? Uważam, że nie. On będzie taki dopóty, dopóki nie będzie szczepionki i dopóki nie wyjdziemy z tego kryzysu, a później prawdopodobnie wróci do poziomu 1,7 proc. Dlatego też rozmawiając z klientami, przygotowuję 2 symulacje. Jedna uwzględnia dzisiejszy poziom WIBOR-u, a druga ten na poziomie sprzed pandemii. Robię to po to, by klienci się nie zachłysnęli niską ratą, która dziś wynosiłaby 2 tys., a gdy WIBOR pójdzie do góry, osiągnie kwotę 2,5 tys. Zawsze podkreślam, by dzisiejszego WIBOR-u nie traktować jako wartości stałej.
Do kredytu zawsze można przystąpić z kimś. Czasami zdarza się tak, że przychodzi do mnie para i wychodzą z założenia, że dziś wezmą kredyt na jedną osobę, a za jakiś czas na drugą. Tymczasem lepiej wziąć razem, ponieważ wówczas można liczyć na lepsze oferty, a najwyżej później zastanowić się nad przenoszeniem. Niekiedy warto kogoś dopisać do kredytu, np. rodziców, teściów. Tym bardziej, jeśli istnieje ryzyko, że nie dostaniemy finansowania. Każdy kredyt, każda sytuacja są inne i to podlega indywidualnemu rozpatrzeniu i analizie.
Kredyt w czasie pandemii nie jest niczym skomplikowanym, jeśli ma się dobrego doradcę. Czasy są inne, ale one zawsze będą się zmieniać. Kiedyś mieliśmy możliwość 100 proc. kredytowania. Zatem gdy wprowadzono obowiązek 10 proc. wkładu własnego była wielka tragedia, a dziś już nawet nikt nie pamięta, jak wszyscy to przeżywali. Mamy pandemię, są nieco inne wymogi, jest trochę niespodzianek w decyzjach kredytowych. Jednakże właśnie po to składamy wnioski kredytowe do kilku banków, by klient dostał finansowanie. Tak jak wspominałem, nie obawiałbym się polityki banków, ale właśnie wzrostu cen mieszkań.