Z danych BIK wynika, że polski rynek kredytowy ma się wyjątkowo dobrze. W marcu tego roku popyt na kredyty hipoteczne był o ponad 35 proc. wyższy od odczytu z analogicznego okresu 2020 roku. Czy zatem pandemiczna rzeczywistość bankowa jest już za nami? Jakich produktów dodatkowych w ofertach banków mogą spodziewać się klienci? Czy możliwa jest powtórka kryzysu lat 2008-2009? Odpowiedzi na te pytania szukaliśmy z ekspertem kredytowym Michałem Strzylakiem.
Zainteresowanie klientów zaciągnięciem kredytu jest spore. Porównując kwartał styczeń-marzec do analogicznego okresu sprzed pandemii, powiem szczerze, że dużo się nie zmieniło. Moim zdaniem branża nieruchomości i kredytów ucierpiała najmniej.
Kilka czynników. Niższe stopy procentowe powodują, że kredyt hipoteczny jest teraz najtańszy w historii. Ryzyko inflacji również napędza rynek nieruchomości. Kiedy spodziewamy się jakiegoś negatywnego scenariusza, to właśnie inwestowanie w mieszkania i domy wydaje się dobrym zabezpieczeniem.
Pierwsze konsultacje zazwyczaj przeprowadzam w formule online lub telefonicznie. Powiem szczerze, że przez cały ostatni rok pracowaliśmy normalnie, ale jednak tych bezpośrednich rozmów jest dużo mniej. Dlatego klienci chcą załatwić wszystkie formalności raczej na jednym spotkaniu w biurze.
Raczej tak, choć zdarzają się również tacy, którzy cenią sobie bardziej spotkania twarzą w twarz. Myślę, że to dlatego, że rozmawiamy o bardzo ważnych sprawach, o pieniądzach i to poznanie osobiste eksperta kredytowego jest niezwykle istotne. Nie ukrywam, że przed pandemią takie rozmowy były prowadzone tylko stacjonarnie.
Tematem numer 1 niezmiennie jest zdolność kredytowa. Natomiast to, co pojawiło się w ostatnim czasie, to obawa o uzyskanie kredytu: bo mamy pandemię, bo nie wiem, czy banki udzielają tych kredytów, bo mój znajomy nie dostał. W mediach można przeczytać różne rzeczy.
Wydaje mi się, że teraz panuje taka tendencja do straszenia ludzi tą sytuacją pandemiczną. Takie tematy są pewnie bardziej poczytne, lepiej się sprzedają, są bardziej popularne. Teraz faktycznie ciężej jest uzyskać kredyt. Ale raporty, analizy wskazują, że banki je przyznają, więc nowe wymogi kredytowe nie są aż takim zaostrzeniem. Oczywiście każda sytuacja klienta jest inna. Niemniej jednak ja z natury jestem optymistą, a moim celem jest znaleźć rozwiązanie korzystne dla klienta. Banki udzielają kredytów, jest to jak najbardziej możliwe, a tymczasem w mediach rynek kredytowy wygląda różnie.
Jeśli chodzi o kwoty, na jakie zaciągane są kredyty, to specjalnie nie widać tendencji, że więcej osób chce pożyczyć więcej lub odwrotnie. Natomiast jeśli chodzi o banki, to tak naprawdę ta sytuacja jest tu bardzo dynamiczna. Niektóre placówki przez wzgląd na obostrzenia czy np. kwarantanny pracowników nie radzą sobie z rozpatrywaniem wniosków kredytowych. Wskutek tego czas oczekiwania jest wtedy naprawdę długi. Przykładowo: w PKO BP ostateczną decyzję otrzymujemy w ciągu dwóch, trzech tygodni, a w ING i BNP Paribas możemy czekać nawet dwa, trzy, ale już miesiące.
Akurat tego pandemia nie zmieniła – banki poprzez kredyt hipoteczny chcą przyciągnąć klienta do dodatkowych produktów. Dużo zależy oczywiście od oferty banku, bo tzw. cross-selling jest bardzo różny. Takim standardowym produktem jest posiadanie konta, na które wpływa wynagrodzenie. Często proponuje się też kartę kredytową i dzięki temu kredytobiorca za spełnienie tego warunku otrzymuje niższe oprocentowanie. Co więcej, pojawia się opcja konta osobistego ROR i propozycja ubezpieczenia nieruchomości, czy na życie. To ostatnie trwa z reguły przez jakiś okres, niektóre banki wymagają tego przez trzy lata, pięć, albo nawet przez cały okres kredytowania. Są banki, gdzie te wymagania są daleko idące, a są też takie, gdzie cross-selling jest mniejszy.
To już zależy od sytuacji potencjalnego kredytobiorcy i jego oczekiwań. Z reguły niechętnie wiążemy się z dodatkowymi ofertami, ale bardzo często ta zachęta ze strony banków jest dosyć mocna. Kiedy zdecydujemy się na dodatkową kartę kredytową czy ubezpieczenie na życie, otrzymamy dużo lepsze warunki kredytowe. Dlatego najczęściej oferty są tak skonstruowane, że klienci zgadzają się wziąć coś dodatkowego.
Klienci, którzy do mnie trafiają, to są osoby już zainteresowane zakupem, więc oni nie mają dużych obaw. Niemniej wiedzą, że niskie stopy procentowe nie potrwają wiecznie, więc jest tu ryzyko, że wraz z ich wzrostem w górę pójdzie też kwota miesięcznego zobowiązania.
Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Teraz mamy dużo zainteresowanie kredytami, nieruchomościami, ceny cały czas rosną. Myślę, że znaczna część osób w I i II kwartale ubiegłego roku odłożyła decyzję o zakupie nieruchomości na później, spodziewając się właśnie spadku cen. Tymczasem on nie nastąpił. Każda analiza, raport potwierdza, że zarówno ceny mieszkań na rynku pierwotnym i wtórnym, jak i ceny domów i działek nie spadły, a gdzieniegdzie nawet wzrosły. To kolejny argument przemawiający za tym, że lepiej wziąć kredyt niż czekać, bo nie wiadomo, jaki będzie rynek kredytowy za rok czy za dwa.
Moim zdaniem jest to mało prawdopodobne. Patrząc na ostatni rok, najtrudniejszym momentem dla gospodarki był zeszłoroczny marzec i kwiecień. Nastąpiły zmiany procedur, ofert, ale banki wciąż funkcjonowały. Cały czas, mimo mniejszego zainteresowania, składano wnioski o kredyt. Z perspektywy tego roku można stwierdzić, że nastąpiła odwilż. Teraz nic nie wskazuje na to, by rynek kredytowy się załamał. Jesień 2020 roku i początek 2021 roku to ewidentne sygnały ze strony banków w kierunku luzowania polityki kredytowej. To znak, że idziemy w kierunku zwiększenia dostępności kredytowej.
Świadczy o tym, chociażby fakt, że w styczniu i lutym dwa największe banki PKO SA i PKO BP wróciły już do wymogu 10 proc. wkładu własnego. Nie jest to oczywiście taki powrót 1:1, bo dalej są problemy z udzielaniem kredytów tym branżom, które najbardziej cierpią – hotelarstwo, gastronomia. Jeśli prowadzimy taki biznes, to nie oszukujmy się, bo otrzymanie kredytu jest tu bardzo trudne, żeby nie powiedzieć, niemożliwe. Jednak miejmy nadzieję, że to, co najgorsze jest już za nami i teraz będzie tylko lepiej.
Nie ukrywam, że z tych branż mam znacznie mniej klientów. Ryzyko niższego wynagrodzenia bądź utraty pracy powoduje, że klienci sami nie decydują się na zaciągnięcie zobowiązania finansowego na lata. Niemniej pojawiają się osoby, które z różnych przyczyn chcą/muszą nabyć nieruchomość. Jeśli jesteśmy zatrudnieni na umowę o pracę w branży najbardziej zagrożonej, to możliwości uzyskania kredytu, co prawda z wyższym wkładem własnym, ale są. Gorzej, jeśli prowadzimy własną działalność gospodarczą, bo wtedy raczej takiej możliwości nie ma.
Myślę, że tak. Mamy bardzo niskie stopy procentowe i to przekonanie jest jedno – one pójdą w górę. Pytanie tylko, kiedy. Rada Polityki Pieniężnej daje ewidentne sygnały, że nie nastąpi to zbyt szybko. Nic nie wskazuje na to, aby taka decyzja była gwałtowna. Jeśli za 4, 5 lat wrócimy do tych stóp sprzed pandemii, to rzeczywiście wydaje się to pozytywny scenariusz.