Nie był on łaskawy dla tej części rynku. Działki budowlane drożały przede wszystkim w dużych miastach, natomiast jeszcze bardziej wzrastało zainteresowanie deweloperów i klientów gruntami na obrzeżach miast. Jak wiemy, było to spowodowane lockdownem, a po odmrożeniu gospodarki ceny bardzo mocno poszybowały w górę. Powód? Każdy chciał mieć trochę zielonego terenu.
Polacy coraz chętniej wyprowadzają się do strefy podmiejskiej. Tendencja ta widoczna jest już od kilku lat, a w 2020 roku stała się jeszcze bardziej zauważalna. Powodów jest kilka. Jednym z nich jest upowszechniająca się możliwość pracy i nauki zdalnej oraz zainteresowanie kupnem gruntów wynikające z chęci ochrony zgromadzonego kapitału. Nieruchomości powszechnie uznaje się za bezpieczne inwestycje, a utrzymywanie się niskich stóp procentowych zniechęca do inwestowania w lokaty bankowe. Przewidywana podwyższona inflacja skłania zatem do ochrony oszczędności poprzez zakup ziemi.
Na niektórych działkach kupionych przed kilkunastoma laty inwestorzy mogli wskutek tego zarobić dwa, a nawet trzy razy więcej. Ten boom na działki wciąż trwa. Analizując oferty sprzedaży, można zauważyć, że najdroższe są najmniejsze powierzchnie tj. do 10 arów. Ceny działek zawsze zależą od lokalizacji i uzbrojenia gruntu w media. Im lepszy teren, tym droższy będzie każdy metr kwadratowy.
Przy tak dużym zainteresowaniu ze strony klientów właściciele działek chętnie podnoszą ceny. W wielu województwach są to podwyżki rzędu nawet kilkunastu procent rocznie. Z każdym rokiem będzie drożej przy jednocześnie zmniejszającym się wyborze. Prawdziwe okazje zdarzają się bowiem bardzo rzadko i często nie trafiają na portale ogłoszeniowe, a najlepsze lokalizacje zawsze będą kosztować naprawdę dużo. Czy to się zmieni? Osobiście wątpię i nadal poszukuje okazji do zakupu.